Jednym z głównych punktów dzisiejszego zwiedzania było oceanarium - jak głosi slogan reklamowy: najwiekszego w południowo-wschodniej Azji.
Długo się zastanawiałem czy tam się wybrać, ale w końcu zdecydowałem, że dość mam już oglądania świątyń buddyjskich (chociaż są bardzo ładne) a jako że będąc młodym chłopcem miałem akwarium, sentyment do ryb pozostał. Więc idę.
Częściowo piechotą, częściowo tzw. river taxi, docieram na miejsce. Oceanarium mieści się w handlowej dzielnicy słynącej ze sklepów z odzieżą. Ogromne centra handlowe sprzedające produkty najlepszych marek, pod jednym z nich, w piwnicach, mieści się oceanarium.
Co by tu opowiedzieć... Długo nie mogłem pozbierać szczęki z podłogi, jak parenaście cm odemnie przepłynął wolno jeden z żarłocznych rekinów. Wielka „rybka”...
Całość zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie - szczególnie tunel podwodny.
W cenie było również tzw. fish spa, gdzie małe żarłoczne rybki obsiadają stopy i zjadają naskórek. Całość trochę łaskocze, ale jest przyjemne a jak mówi reklama: happy fish happy feet (szczęśliwe rybki szczęśliwe stopy, tłum. autora). ;)
Jutro wyjeżdżam z Bangkoku. Trochę mnie zmęczyło już to miasto. Pewnie jeszcze tutaj wrócę, ale na razie jadę na północ, na prowincję, do Sokhuthai.
Kupiłem bilet na pociąg, wyruszam o 8.30. Na miejscu mam być koło 15.00.
A więc w drogę!