Jako, że nie posiadałem wizy laotańskiej, pierwsze kroki skierowałem do budki z napisem VISAS. Po wypełnieniu 2 blankietów, wręczeniu urzędnikowi zdjęcia i 30$ po kilku minutach otrzymałem paszport z wklejoną naklejką wizową (wiza ważna 30 dni) oraz pieczątkę wjazdową. Jako, że chciałem jak najszybciej znaleźć się w porcie, z którego startują tzw. SLOW BOAT w kierunku Luang Prabang, wykupiłem bilet na statek wraz z dowozem do portu nieopodal punktu granicznego. Po dorarciu na miejsce zrzuciłem bagaż do luku statku, i jako, że do wypłynięcia miałem jeszcze ok. 1,5 h poszedłem zjeść w końcu śniadanie.
Pierwsze rozczarowanie Laosem – zamówiony smażony kurczak z czosnkiem i chili był tak suchy i trudny do zjedzenia, że ledwo mogłem go przeżuć... Założyłem jednak, że skoro był smażony na głębokim tłuszczu nie powinno mi się nic stać. Kupiłem jeszcze wodę, ciasteczka i spokojnie i poszedłem na statek.
Okazało się, że miejsca mimo, że były numerowane, nie były zajmowane zgodnie z numeracją, więc moja miejscówka była już zajęta. Nic to. Po krótkim rozejrzeniu znalazłem miejsce zaraz za kapitanem/sternikiem, które było wygodne i z niezłym widokiem na podróż.
Jako, że podróż miała trwać 6-7 h do miejscowości Pak Beng, sporą część drogi przespałem, oraz „przeczytałem”. Będąc jednak w stałym kontakcie z otaczającą mnie przyrodą.
![]() |
Takie skały często „wyglądały” na środku rzeki. |
![]() |
Dzieciaki z rzadko mijanych pod drodze wiosek. |
![]() |
Chłopak w czerwonej koszulce to „mój” naganiacz ;) |
Podróż następnego dnia była podobna. Cały dzień na łodzi/statku. Z rzeczy, które z całej podróży Mekongiem wbiły mi się najbardziej w głowę, to linia brzegowa rzeki, koryto. Nasze polskie rzeki zazwyczaj mają koryta łagodne, tutaj, bardzo często brzegi były poszarpanymi skałami, czasem łachami piasku, czasem z szerokości 120-150 m, koryto zwężało się do 60-90 m przyspieszając nurt i tworząc ogromne wiry.
![]() |
Świątynia w grocie przybrzeżnej. |
Siedzę teraz w restauracji z internetem pijąc odgazowaną Colę, gdyż chyba Azja w końcu dopadła mój brzuch. I tak nieźle, że dopiero po miesiącu... Dziś więc odpuszczam sobie trochę zwiedzanie. Jak jutro będzie ok, wtedy zacznę „szaleć” :)