Około siódmej rano opuściliśmy nasz hostel i udaliśmy się z Kiki na dworzec autobusowy gdzie kupiliśmy bilety na autobus w kierunku Georgetown leżącego na wyspie Penang, na północnym zachodzie Malezji.
Jako, że mieliśmy jeszcze trochę czasu do odjazdu zjedliśmy śniadanie w pobliskiej indyjskiej restauracji i najedzeni wsiedliśmy do autokaru.
Droga była kręta i zajęła więcej czasu niż się spodziewaliśmy. Dla zabicia czasu graliśmy na moim telefonie w Monopolly. Autobus wysadził nas w mieście Butterworth, nieopodal promu do Georgetown. Kiedy już mieliśmy wsiadać na prom zaczął padać deszcz, co dobitnie dało się zauważyć na samym promie, gdyż dach przeciekał i połowa miejsc siedzących była zalana. Podróż promem trwała około dwudziestu minut i wysiedliśmy w porcie wyspy Penang. Nie jest to jednak jedyny sposób dotarcia na wyspę. Kilka lat temu zbudowano most, a z tego co się dowiedziałem, właśnie budowany jest drugi. Warto tylko dodać, że obecny most ma 8,4 km długości i robi naprawdę spore wrażenie. Jest jednym z najdłuższych mostów na świecie, a już obok powstaje drugi. Jeszcze dłuższy.
Port miasta Butterworth |
Będąc już na wyspie udaliśmy się w kierunku Chinatown, gdzie zwyczajowo można znaleźć najtańsze noclegi i gdzie jest największy wybór tychże.
Po około dwudziestominutowym spacerze dotarliśmy do celu i po kolejnych dwudziestu minutach mieliśmy zorganizowane noclegi.
Georgetown od strony morza. |
Tego dnia nie pozostało nic innego jak zjeść obiad i przejść się po mieście. Upał był ogromny, a mnie jakoś zmęczyła jazda krętymi drogami, więc po jakimś czasie poszedłem do pokoju, aby się trochę przespać, a Kiki poszła w towarzystwie spotkanych znajomych z Cameron Highlands dalej zwiedzać miasto.
Wieczorem poszliśmy coś zjeść i trafiliśmy do tradycyjnego chińskiego Food Court. Jak to wygląda? Otóż zazwyczaj takie miejsce oparte jest na planie czworokąta, na pustym placu w środku znajdują się ponumerowane stoliki, a wszystkie boki czworokąta to nic innego niż małe restauracyjki uliczne. Można w takich miejscach znaleźć przysmaki kuchni tajskiej, chińskiej, malajskiej, indyjskiej, koreańskiej, japońskiej… etc.
Zazwyczaj wybór jest naprawdę spory, aż ciężko się zdecydować.
Tutaj jedliśmy naszą obiado-kolację. |
Zamawianie wygląda następująco – u krzątających się kelnerów zamawiamy napoje (moim ulubionym był sok z arbuza) po czym już bezpośrednio w każdej restauracji zamawiamy naszą potrawę podając numer stolika. Płaci się w momencie podania dania.
Prosto, pysznie, bez nadęcia i zazwyczaj dosyć tanio. Czasem zdarza się, że obok ustawiona jest scena a na niej występy dla gości. Podczas naszej kolacji występowały miejscowe gwiazdy.
Jedna z występujących miejscowych „gwiazd”. |
Następnego dnia wypożyczyliśmy wspólnie dwa skutery i udaliśmy się wzdłuż północnego wybrzeża wyspy na zachód w stronę parku narodowego. Kiedy tam dotarliśmy ja zdecydowałem nie wchodzić do środka (plażę małp już „zaliczyłem” w Wietnamie) – jakoś miałem ochotę pojeździć skuterem, więc postanowiłem zrobić pętle wokół wyspy.
Pomost prowadzący do kutrów rybackich po którym miejscowi jeżdżą na skuterach. |
Była piękna pogoda i widoki były urocze. Po drodze zboczyłem w jedno miejsce (chciałem trafić na wioskę rybacką) gdzie natrafiłem na plantację palm „olejowych”. Wąska droga zaprowadziła mnie w środek oazy spokoju, gdzie miałem okazję znów spotkać małpy – jednak tym razem bardziej dzikie. Kiedy podchodziłem bliżej uciekały bacznie mi się jednak przyglądając.
Plantacja palm |
Z tych czerwonych owoców palmowych wytłacza się olej palmowy, który ma czerwonawo-pamarańczowy kolor przez dużą zawartość beta karotenu (jak w marchewkach). |
Odwiedziłem również dość cukierkową by nie powiedzieć festyniarską świątynie buddyjską Kek Lok Si z ogromnym 36,5 m posągiem Bogini Łaski Kuan Yin. Wstąpiłem również do sadu owoców tropikalnych, gdzie wypiłem pyszny koktajl owocowy.
Ten ogromny posąg i kolumnadę ufundowały Chiny. |
Samo miasto Georgetown słynie z rozmaitej i smacznej kuchni. Muszę przyznać, że nie zrobiła na mnie jakiegoś szczególnego wrażenia.
Jedna ze świątyń buddyjskich. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz