środa, 22 lutego 2012

Birma - Bangkok - Warszawa

Wróciłem.

Jak większość już wie, wróciłem do Polski 31 stycznia 2012 r.
Do pełnego Roku na Wschodzie brakuje kilku dni, ale myślę, że nie jest to zbyt istotne.

O Birmie, jeszcze napiszę. Obiecuję. Wsiąknąłem jednak teraz w „życie codzienne” i trochę trudno mi wracać myślami do chwil tam spędzonych. Brakuje mi też przewodnika, którego przekazałem Kubie, z którym spotkałem się w Bangkoku. Kuba ma przed sobą jeszcze prawie sześć miesięcy swojej rocznej wyprawy w klapkach. Trochę mu zazdroszczę... Ech...

W Bangkoku ostatnie zakupy, ulewne deszcze zalewające ulice, naganiacze, których miałem już serdecznie dosyć. Będąc tam wtedy cieczyłem się, że mogę jeszcze raz zjeść dobrego Pad-thai'a, przejść się po zatłoczonych ulicach co i raz zajadając dobre egzotyczne owoce. Wiedziałem, że w Polsce czeka mnie sroga zima, więc dobrze było po raz ostatni wygrzać kości, oddać się w silne ręce masażysty/-ki i wypocić się w żarze tajskiego słońca. Jeszcze tam wrócę... Zobaczycie!

Polska

Polska przywitała mnie dość osobliwie. Moje ciepłe rzeczy leciały w samolocie w bagażu głównym, więc kiedy samolot zamiast przy wolnym rękawie zaparkował na środku lotniska, wiedziałem, że czeka na mnie terapia szokowa. Wysiadłem więc z samolotu na ok. 15 stopniowy mróz w samej tylko koszuli...

Na hali przylotów, kiedy odebrałem bagaż szybko się ubrałem. Spakowałem wszystko, założyłem na plecy i ruszyłem do wyjścia. Kiedy celnik wskazał na mnie ręką i zaprosił na kontrolę celną bagażu zaśmiałem się mocno w głos, mając w pamięci przygodę na lotnisku w Varadero na Kubie i skonfiskowane kabanosy.
Mój śmiech wzbudził zainteresowanie celnika i zaczął mnie dopytywać, czy aby nie jestem pod wpływem środków halucynogennych. Jeszcze bardziej rozbawiony odpowiedziałem, że rozbawiło mnie to, że moje spotkanie z Ojczyzną zaczynam od kontroli celnej, po roku nieobecności.
– Celnik, ze zrozumieniem pokiwał głową i zapytał – A schudł Pan? – Ja na to, że trochę... – Celnik: a to ile kilogramów Obywatela mniej??? :)

Zaczeliśmy się mocno śmiać, w między czasie mój bagaż przejechał przez Rentgen i z ukłonem zostałem przepuszczony na halę przylotów.

Przy okazji chciałem podziękować Asi, Pawłowi, Czarkowi i oczywiście mojemu Tacie, za przywitanie na lotnisku. Otrzymana od Czarka Śliwowica Łącka stoi teraz dumnie w barku... Może powinienem ją wysłać tajskiej policji, której tak smakowała... Chyba nie. Trzeba będzie zabrać ją (raczej inną) osobiście.
Kiedyś. Tylko kiedy...?


Na koniec jeszcze kilka zdjęć z Birmy.