sobota, 19 listopada 2011

Smak Polski

Wczoraj robiąc zakupy poczułem tęsknotę za Ojszyzną i zakupiłem w sklepie polskie produkty.
Śledzie i serek. Pycha. :)

poniedziałek, 14 listopada 2011

New Castle i okolicy Hunter Valley


Na początku października udałem się w stronę New Castle, miasta portowego o historii przemysłowej, położonego na północ od Sydney.
Prawie sto pięćdziesiąt kilometrów pokonałem pociągiem podmiejskim czytając książkę i oczywiście rozglądając się po mijanych okolicach.

Pogoda była delikatnie mówiąc średnia, padało od samego rana, więc kiedy wysiadłem na stacji Hamilton, na przedmieściach New Castle, gdzie czekał już na mnie mój stary kolega Luke zmuszony byłem włożyć kurtkę przeciwdeszczową. Jako, że wyjechałem wcześnie z miasta, kiedy dotarłem na miejsce byłem już mocno głodny, więc udaliśmy się na śniadanie.

Po zjedzeniu jajecznicy z grzybami i po pobudzeniu gorącą kawą z mlekiem, ignorując spadające z nieba krople udaliśmy się do auta, którym pojechaliśmy do domu mamy Luka. Po krótkim przywitaniu i kolejnej kawie pojechałem z Lukiem w kierunku Hunter Valley – znanego regionu winnego w Australii.
Jako, że do tej pory widziałem tylko jednego „dzikiego” kangura, poprosiłem Luka, aby w razie jakiś się pojawił na drodze zatrzymał się na chwilę.
Mijany krajobraz był dość zielony. Zadziwiająco zielony. Jak twierdził Luke, na skutek zimowych opadów – w lecie, gdy jest susza, wszystko zmienia barwę na szaro-brązowo-czerwoną. Mijaliśmy drzewa kauczukowe, pastwiska i domy. Jakże inaczej wygląda Australia kiedy wyjedziemy z dużego miasta.

Po drodze Luke zauważa stado kangurów. Zatrzymujemy się. Są dosyć daleko, ale widać wyraźnie kilka osobników dorosłych i kilka małych. Jedziemy dalej, dojeżdżamy do winnicy Tyrrell’s. Na początek degustacja, próbujemy win czerwonych i białych. Niektóre to sikacze, ale są też wina niemalże wybitne. Idziemy na mały spacer z przewodnikiem. Jako że ciągle pada nie wychodzimy pomiędzy krzaki winorośli, tylko zostajemy w halach produkcyjnych. Po wyjściu hal okazuje się, że w między czasie przestało padać, a ja dostrzegam kolejne stado kangurów nieopodal winnicy. Kiedy próbuję do nich podejść, mokra, miękka gleba (chociaż gleba nie brudzi) wiąże mnie w odległości kilkunastu metrów od zwierzaków. Niestety za mną podążają inni turyści i zwierzaki w podskokach uciekają dalej. Nic to. Jeszcze was dorwę.

Okolice winiarnii Tyrrell, Hunter Valley.

Okolice winiarnii Tyrrell, Hunter Valley.




Następnego dnia jedziemy w okolicę Bayron Bay. Po drodze zatrzymujemy się w prywatnym parku zwierząt, gdzie oprócz torbaczy przyglądamy się Dingo i ptactwu. Znów wchodzę do „klatki” z dziką zwierzyną i „trzymam” kangura za ogon. Trzeba przyznać, że ich futro jest bardzo przyjemne w dotyku. Nic dziwnego, że w sklepach z pamiątkami można kupić wiele akcesoriów wykonanych z kangurzej skóry. Szkoda...


Pasące się kangury.

Młody kangur.

W Warszawskim ZOO chyba nie można sobie robić zdjęć z kangurami?

Kaczki też jakieś dziwne.

Paw Albinos.


Okolice New Castle – po świeżych ulewach.

Okolice New Castle – po świeżych ulewach.

Fragment wybrzeża w okolicach New Castle.

Fragment Bayron Bay.