niedziela, 19 czerwca 2011

Great Ocean Road

Za namową Michała, u którego zamieszkałem wybrałem się na wycieczkę po Great Ocean Road. Jest to jedna z najsłynniejszych dróg biegnących wzdłuż południowego wybrzeża.



View Larger Map



Podróż zaczęła się wcześnie rano. O siódmej zostałem zabrany z miejsca zbiórki i razem z kierowcą i przewodnikiem w jednej osobie, Chris’em zbieraliśmy resztę uczestników wycieczki. Jako, że byłem pierwszy mogłem wybrać sobie miejsce w busie, więc wybrałem to obok kierowcy, dla lepszych widoków. Chris był osobą bardzo energetyczną i wszystko o czym opowiadał było „super”, „wspaniałe”, „niewiarygodne” itd. Było przez to całkiem zabawnie podczas całej podróży.

Great Ocean Road została zbudowana po I wojnie światowej prze weteranów wojennych. W tamtych czasach w Australii nie było za różowo z pracą, więc rząd postanowił zatrudnić weteranów na budowie. Jak się później okazało, był to jeden z lepszych pomysłów, bowiem dla owych żołnierzy była to swoista terapia zbiorowa po traumie wojennej. Tak czy siak, chłopaki nakopali się ręcznie kilofami i łopatami. Wcześniej dostęp do niektórych miejsc był bardzo utrudniony i dostępny jedynie przez transport morski. Obecnie jest to jedna z bardziej znanych dróg w Australii, swoisty odpowiednik Route 66 w USA. Piękne widoki, dużo zakrętów, morze i wesoła atmosfera – był to naprawdę super dzień.

Zresztą zobaczcie zdjęcia.

Droga długa jest... niewiadomo czy ma kres...


Mimo iż nie było fal kilku surfurów próbowało szczęścia.

Młody duchem surfer.

Nasz przewodnik i kierowca, Chris.

W razie gdyby ktoś zapomniał, jeździmy po lewej stronie w Australii.


Śpiące Koala.


Główna atrakcja Great Ocean Road czyli Dwunastu Apostołów – chociaż po prawdzie jest ich siedmiu.

Południowe klify Australii.

Kolejny widok na Dwunastu Apostołów.

Brama jednej z zatoczek.




Na koniec muszę przyznać, że miasta miastami, ale właśnie takie widoki kojarzą mi się z Australią i już nie mogę się doczekać kolejnych wypadów w busz i dzicz :)

4 komentarze:

  1. Faktycznie - to wygląda jak prawdziwa Australia! Widać, że trzeba ruszać się z miasta, bo to co naprawdę warto zobaczyć jest zupełnie gdzie indziej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak masz jeszcze trochę czasu w Melbourne, to pojedź na Philip Island obejrzeć pingwiny :) http://www.penguins.org.au/
    PS. Super zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
  3. jak tam cudownie! :) takie troche Halong Bay.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne widoki!
    Ciekawie patrzeć na świat Twoim okiem :-)

    OdpowiedzUsuń