poniedziałek, 9 maja 2011

Mui Ne i okolice


Mui Ne można zaliczyć do kurortów morskich, ale tych w dobrym wydaniu. Bogate „rezorty”, restauracje, piaszczyste szerokie plaże i cieplutkie morze.
W takim oto otoczeniu przyszło nam wygrzewać nasze kości. Nie powiem. Miło było. Szczególnie, że nasz hotelik należał do bardzo smacznie urządzonych, z morskim piaskiem wzdłuż chodników, z hamakami przymocowanymi do palm kokosowych, obok rosnące mangowce… Ech…
Obsługa naszego lokum również była bardzo miła. Szczególnie zaprzyjaźniliśmy się z jedną wielbicielką psów, która ujawniła swoje talenty znachorskie lecząc rany Asi i Pawła jakąś specjalną zielono-brązową papką… Najważniejsze, że pomogło.

Leczona stopa Asi.

Dwa dni plażowaliśmy. Ja przetestowałem hamak zakupiony w Kambodży i wszyscy na zmianę bujaliśmy się w powiewach morskiej bryzy.
Trzeciego dnia wykupiliśmy sobie wycieczkę po okolicznych atrakcjach. Po obiedzie kierowca w wysłużonym Jeepie zabrał na początek do „baśniowego kanionu” będącego efektem działania erozji płynącej rzeki, oraz zapewne nawalnych opadów pory deszczowej.

Jakiś brodacz obok kierowcy. fot. Paweł

Pasażerowie Jeepa – Paweł i Asia.

Baśniowy kanion.

Baśniony kanion z góry.

Kolejną atrakcją miała być wioska rybacka, jednak tutaj zabawiliśmy dosłownie dwie minuty, chcieliśmy bowiem szybciej pojechać na wydmy.

No właśnie, wydmy. To co jednak zastaliśmy trochę różniło się od naszego wyobrażenia. Dużo ludzi, jeżdżące mini quady hałasujące i zostawiające mnóstwo śladów sprawiły, że faktycznie ogromne wydmy straciły sporo na swojej magiczności.

Paweł na wydmie.

Jeden z barchanów.

W drodze z parkingu na wydmy spotkaliśmy się kolejny raz z okrutnym traktowaniem zwierząt. Mała małpka na łańcuchu – drażniona przez śmiejącą się młodzież, dzieci, dorosłych a nawet inne zwierzęta (w postaci koguta). Ech…

Uwięziona małpka.

Tego dnia w nocy miałem opuścić Pawła i Asię i pojechać do Saigonu, gdzie za dwa dni miałem samolot do Kuala Lumpur. Mimo iż byłem już spakowany i czekałem na autobus na ulicy, w ostatnim momencie zostałem namówiony na zostanie jeszcze trochę w Mui Ne. Następnego więc dnia wszyscy troje udaliśmy się do Saigonu, gdzie po znalezieniu hotelu zjedliśmy ostatnią w tym roku wspólną kolację.

Uczestnicy kolacji w Saigonie.

1 komentarz:

  1. Wiemy źe jesteś juź w Malezji wrzuć jakieś ciekawe fotki z opisem.
    Odezwij się co u ciebie słychać.Pozdrawiamy.
    FRAGA.

    OdpowiedzUsuń