środa, 23 marca 2011

Luang Prabang, Nong Khiaw

Jak tylko skończył się deszcz zrobiłem krótką wycieczkę do miejscowości Nong Khiaw na północny-wschód od Luang Prabang. Zostawiłem duży plecak u gospodarzy mojego gesthauzu, wziąłem tylko najpotrzbniejsze rzeczy i na lekko pojechałem minibusem do celu. Droga była bardzo malownicza choć ogromna ilość zakrętów spowodowała, że po dojeździe na miejsce czułem się jakbym jechał nie cztery godziny a conajmniej osiem.

Miejscowość Nong Khiaw bardzo różniła się od kolonialnego Luang Prabang. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że tak wygląda prawdziwy Laos. Czerwonawe, lessowe drogi, wszędzie pył, chatki bambusowe. Dużo biedniej i skromniej, ale za to jakie widoki! Rzeka przecinająca dolinę z pionowymi ścianami skalnymi... niesamowite.




Plan wycieczki zakładał powrót łodzią następnego dnia do Luang Prabang, dlatego po znalezieniu pokoju udałem się do małej przystani, skąd odpływają wszystkie łodzie. Na miejscu okazało się, że dopiero następnego dnia rano mogę kupić bilet na łódź.

Było jeszcze dosyć wcześnie, więc przeszedłem się po miasteczku. Mimo, że niektórzy mieszkańcy mieszkają niemalże w „kurnikach” nowoczesność dotarła i tutaj w postaci anten satelitarnych i sieci komórkowych. Był salon firmowy jednej z sieci oraz sklepy z telefonami mniej oryginalnymi...



Ten region świata znany jest ze skał wapiennych oraz grubej nieraz na kilka metrów pokrywy lessowej. Jako, że less, jest dosyć zwarty, laotańczycy wycinają sobie miejsca pod dom koparką, nie przejmując się możliwością osuniecia gruntu. Ciekawe co nasz nadzór budowlany powiedziałby na coś takiego.



Popołudnie spędziłem więc na spacerowaniu po okolicy by na koniec zasiąść w kawiarni/restauracji z pięknym widokiem na zachód słońca.

Życie codzienne. Pranie.

Życie codzienne. Transport.


Rano po zjedzeniu szybkiego śniadania (ryż smażony z warzywami) i wypiciu laotańskiej kawy (kawa ze skondensowanym słodkim mlekiem [20% mleka w proszku, 80% cukru] udałem się na swoją łódź. Wypłyneliśmy parę minut po 11 rano, na miejscu (Luang Prabang) byliśmy około 16.30. Podróż obfitowała w różne widoki: góry, bawiące się dzieci z mijanych wiosek, bawoły rzeczne zażywające orzeźwiających kąpieli, wioski, etc. Muszę się jednak przyznać, że połowę drogi znów „przeczytałem” rzucając okiem na okolicę co 2-3 strony. Ilę można się w końcu patrzeć w zarośnięte brzegi rzeki... :) Było jednak bardzi miło i przyjemnie. Przyjemnie jest też podróżować „na lekko”, bez dużego bagażu.



Czasem wystają same pyski, więc łatwo je przeoczyć.

Nong Khiaw.

5 komentarzy:

  1. Hmmm... a Ty zażywałeś kąpieli, bawoły widać zadowolone ale woda raczej mało przejrzysta :)

    OdpowiedzUsuń
  2. oj tam oj tam. nadaje sie do prania i do kąpania... tylko pić nie polecam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Widać jak inaczej żyją ludzie na świecie i jak niewiele im potrzeba. A ten domek przy górze lessowej wygląda zupełnie jak na naszej polskiej wsi i nawet słup podobny ;-))).

    OdpowiedzUsuń
  4. fajna panorama.
    niezwykłe widoki

    OdpowiedzUsuń
  5. Należy się 100.000 LAK za poradę ;)

    OdpowiedzUsuń