wtorek, 8 lutego 2011

Jedzenie i jego mnogość

Bangkok to miasto. Bangkok to ludzie. Bangkok to jedzenie!

Jestem tutaj już trzeci dzień i każdego dnia nie mogę się nadziwić mnogości i różnorodności tutejszego jedzenia. Prawdopodobnie można zjeść tutaj wszystko. Widziałem już świńskie ryjki, dziwne owoce, owoce morza,  karaluchy prażone a nawet skorpiony! Wszystko jak gdyby nigdy nic najczęściej można dostać wprost na ulicy. Bynajmniej ta ulica nie jest zamknięta dla ruchu... wystarczy bowiem wystawić kilka dowolnych skrzynek i już fragment pasa mamy zajętego na kuchnię lub/i stołówkę. Niech się kierowcy martwią.

Jedzenie na ulicy ma jedną niewątpliwą zaletę - jest bardzo tanie. Szczególnie w miejscach mniej uczęszczanych przez turystów. Dobry posiłek składający się z ryżu lub makaronu ryżowego, z warzywami i kurczakiem - wszystko przyżądzone w wysokiej temperaturze na woku - całe 3 zł. Nie są to może ogromne porcje (ja pewnie zjazdłbym ze dwie na raz) - ale do zaspokojenia głodu wystarczą. Oczywiście nigdy nie jest się pewnym co się dostanie. Głównie chodzi o to, że nigdy nie wiadomo jaki makaron podadzą albo warzywa. Na szczęście co do mięsa nie miałem jak dotąd zastrzerzeń.

Generalnie nic mi jeszcze nie zaszkodziło. Na razie... :)
W razie co śliwowica łącka będzie odkażać. :)










12 komentarzy:

  1. Nareszcie wyciągnąłeś swój aparat, zdjęcia piękne i te szczegóły...skrzydełka i nóżki robaczków :)

    OdpowiedzUsuń
  2. fajne zdjecia. kolorowo tam.
    naczytalem sie ostatnio o handlu psami w Azji Pd-Wsch.
    mieso i skora ida glownie do Wietnamu, ale w niektorych miejscach w Tajlandii (podobno glownie na Pn) tez mozna trafic na potrawy z psow.
    badz ostrozny.
    milego zwiedzania!

    OdpowiedzUsuń
  3. będę uważał ;) a szkrzydełek robaczków póki co też unikam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak już się przyzwyczaisz do mięsa to po powrocie zapraszam. Saba mnie ostatnio wkurza, piesek wybiegany, no może już nie pierwszej młodości ale trochę ostrych przypraw i będzie dobra.

    OdpowiedzUsuń
  5. Łącka wielofunkcyjna do nacierania na zewnątrz i wewnątrz a i może jakiegoś Taja zabić :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wojtuś! dzięki za wnoszenie słońca i egzotyki do naszej zimowoszarej aury!!!

    na jednej z fotek uchwyciłeś niezły wyraz twarzy kolesia, który patrzy co też mu pani kucharkosprzedwcokelnerka;) nałoży!!! hahaha. nie wiem czy to przerażenie czy raczej próba wykorzystania jakichś nadprzyrodzonych umiejętnosci z cyklu "rentgen w oczach", czy pan próbuje właśnie siły umysłu "proszę mi tu na pewno bez kawałka psa", a moze po prostu jest głodny... ;)
    a co do śliwowicy to chyba wazna jest profilaktyka! czyli żadne tam "w razie czego", ale "na wszelki wypadek";)

    pozdrawiamy i baw sie tam dobrze i zdrowo
    Nóżki robaczków mniam.

    OdpowiedzUsuń
  7. a w ogóle to która u ciebie teraz godzina? :D

    OdpowiedzUsuń
  8. zdecydowanie tez jestem za "na wszelki wypadek" - podobno mniej widac te wielkie, lazace robale..

    a czy jak chcesz bez miesa, to mozesz liczyc na to, ze tak bedzie?

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja najmilej wspominam... ananasy :P
    Mniam mniam u nas takich nie zaznasz. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Pad-thai, mniam... A te squidy... Ech, zjadłoby się :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja to bym wcinał wszystko jak leci!

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej Wojtku,
    jestem pełna podziwu :) A widziałeś może duriany?

    OdpowiedzUsuń