piątek, 11 lutego 2011

Bangkok

Spędzając kolejny dzień w stolicy Tajlandii, ciągle próbuje zrozumieć to miasto. Chyba jednak moje wysiłki na nic, gdyż coraz częściej dochodzę do wniosku, że zrozumieć się go nie da.

No bo jak zestawić ze sobą ogromną biedę, bród i choroby, z olśniewającą, błyszczącą nowoczesnością, bogactwem i piękem. Tym trudniej dokonać analizy, że nie ma jednej granicy pomiędzy bogatymi a biednymi jak to ma miejsce np. w Ameryce Południowej, gdzie tworzą się getta biednych i luksusowe dzielnice bogatych. 
Tutaj w Bangkoku, co kilka metrów bieda przeplata się z bogactwem. Nie potrafię stwierdzić czemu tak się dzieje, ale fakt pozostaje faktem. Obok eleganckich sklepów, biur i budynków stoją kramiki dymiące smażonymi potrawami z woka, leży beznogi żebrak a lekko nadpsute mięso nadaje specyficzną woń okolicy. 

Z tym mięsem, to może przesada. Częściej czuć suszone ryby. Lub takie świeże, ale leżące na słońcu od rana. Ja owoców morza jeszcze nie jadłem i chyba mi do tego niespieszno.






5 komentarzy:

  1. Misiek, mam coraz większe kompleksy, kiedy patrzę na Twoje zdjęcia! Ostatnie to mistrzostwo!
    A

    OdpowiedzUsuń
  2. świetne foty. szczególnie to z żebrakiem...

    OdpowiedzUsuń
  3. ale kolorowo :)) super.

    a to z zebrakiem jest przejmujace, ciezko mi sie zrobilo od razu..

    ps. wracaj juz z tego piwa z Niemacmi :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A mnie zaskakuje upodobanie do różowych taksówek (bo to chyba taksówki..?) :D

    OdpowiedzUsuń